Pokolenie bez pracy?

2011-03-18

W gazetach znowu rozpaczanie nad „pokoleniem”, które nie ma pracy:

Stracone pokolenie? Mają dyplomy, znają języki, są zdeterminowani. Ale nie mają pracy.

Niechciani na rynku pracy

W artykułach czytamy np:

Jak to możliwe? Całe życie mama mi powtarzała, że kto się nie chce uczyć, będzie nosił paczki w sklepie. A magister będzie miał wspaniałe życie. U mnie się na to nie zanosi - mówi Emilia. Skończyła politologię na prywatnej uczelni w Warszawie. Pracy szuka od kilku miesięcy i nikt jej nie zaprosił nawet na rozmowę kwalifikacyjną.

Czytam i tak sobie myślę, jako pracodawca — do czego przydałby mi się w firmie politolog? Emilia ma wyższe wykształcenie, ma też pewnie oczekiwania: umowa o pracę, wynagrodzenie, stanowisko pracy, ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, urlopy rekreacyjne, zdrowotne i macierzyńskie, dni wolne… Kosztuje dużo. Jaką wartość może wnieść do mojej firmy i czy zarobi na swoje stanowisko? Jak podejrzewam, Emilia tak nie myśli.

Kilka lat temu przez gazety przetoczyła się fala jęczenia z Jakubem Wandachowiczem na czele (artykuł „Generacja Nic”). Oto „pokolenie” 20-latków ze zdumieniem odkryło, że po ukończeniu filozofii, politologii, lub innych humanistycznych kierunków nie otwierały się dla nich ścieżki łatwej kariery w wielkich firmach. Zawiedzeni 20-latkowie sądzili, że świat przyjmie ich z otwartymi rękami, czekają na nich dobrze płatne etaty, a po godzinie 17 będzie można o pracy zapomnieć. Słowem — miało być Dobrze. A tu niespodzianka, w firmach filozofów tak bardzo nie potrzebują. Co za rozczarowanie.

Zabawne jest, że pokolenie 20-latków chciało mieć takie możliwości kariery i zarabiania pieniędzy, jak pokolenie ludzi, którzy w 1989 wchodzili na rynek pracy. Tamto pokolenie faktycznie zrobiło kariery. Tylko że dzisiejsi 20-latkowie karier co prawda chcą, ale nie myślą już o tym ile zaangażowania i pracy jest potrzebne. Widzą same plusy. Etat, a kariera powinna się robić sama.

Przytomnie za to wypowiada się Piotr Sarnecki, ekspert z organizacji pracodawców PKPP Lewiatan:

— Warto dobierać kierunki studiów pod kątem przyszłej pracy. Rynek nie wchłonie każdej liczby humanistów.

Dokładnie. Warto pomyśleć o tym czego się od życia oczekuje zanim się wybierze studia.

Jest dla mnie też szokujące, jak mocno wśród młodych ludzi zakorzenione jest socjalistyczne myślenie. Dlaczego nikt nie zastanawia się skąd biorą się pieniądze na jego stanowisko? Przecież z nieba nie spadają. Żeby mogły się co miesiąc pojawiać, pracownik musi generować co najmniej tyle samo wartości, co kosztuje jego stanowisko. Ten sposób myślenia jest jednak obcy. Karolina, 23 lata, rozważa: „mam zbyt mało dyplomów na godne stanowisko, zbyt dużo - na przeciętne”, ale nie zastanawia się czy zarobi na swoją pensję. Przecież wiadomo, że stanowiska „są”, a ludzie je tylko zajmują.

Myślę, że zamiast rozpaczać i tworzyć mity jakichś „pokoleń” lepiej by było pomyśleć, jak uczyć młodych ludzi podstaw kapitalizmu. Zaczynając od tłumaczenia, że aby była pensja, firma musi na nią zarobić.


Komentarze

Bo to wynika z wielkiego niedostosowania systemu kształcenia do realiów rynkowych.

Wraz z demokracją przyszła moda na studia. Studia wydawały się sposobem na dostatnie i bezpieczne życie - nie ważne jakie. Ponieważ nie każdy jest umysłem ścisłym, ludzie zaczęli studiować inne - niekiedy prostsze kierunki. W szczególności takie, na ktorych nie było zbyt wiele matematyki, chemii czy fizyki..

I efekt tego mamy taki, że jest cała masa bezrobotnych magistrów. Pomijam, ze niektóre dyplomy mają niską jakość, problem jest nawet z tymi trudnymi kierunkami ale niedostosowanymi do realiów.

Tylko, ze tu jest potrzebna narodowa strategia. Kiedyś był wielki problem z bezrobotnymi finansistami. Potem okazało się, że do Polski można ściągnąć setki firm, które umiejscowiły tu swoje centra logistyczne.

A nasza narodowa strategia działa tak - mamy x profesorów na akademii y, no i oni muszą przecież czegoś uczyć. No bo nie po to robili habilitacje i zdobyli tytuł profesorski, żeby nie uczyć.

Moda na studia ma także drugą wadę - deprecjonuje całkiem intratne zawody - niekoniecznie wymagające tytułu magistra. Okazuje się, ze dyplom techniczny, czy licencjat może dać znacznie lepsze perspektywy na rynku pracy, niż dyplom magistra.

Łukasz Plutecki2011-03-18

Oczywiście. Bezrobotni sami są sobie winni. Ta postawa jest powszechniejsza wśród komentatorów, niż rzeczywiste postawy roszczeniowe wśród młodzieży.

Przechodząc z mikro do makro. W Hiszpanii jest ta sama tragedia, 40% bezrobocie wśród młodych ludzi. Podobnie w Japonii.

Rozumiem, że jest to oznaka postaw społeczeństw, a nie globalne działanie kapitalizmu opisane już przez Marxa (zapominając o ideologii "Kapitał" to wciaż standardowy i polecany wstęp do kapitalizmu na studiach ekonomicznych na całym świecie).

Wracając do Polski, co do tego, że studia służą rządowi do ukrywania bezrobocia, nie ma wątpliwości.

Kuczek2011-03-19

analiza jana jest dość płytka, od czasów opowieści mamy jana minęło sporo czasu, i zarówno kapitał, jak i środki produkcji są teraz skoncentrowane w ręku niewielkiej grupki ludzi. zamiast kapitalizmu mamy kapitalizm korporacyjno-polityczny, w którym ludzie są tylko niepotrzebnym kosztem. oczywiście dopóki znów nie wyjdą na ulice, co stanie się wkrótce.

Milusiński2011-03-19

Tekst dobry, prawdziwy, w zasadzie truizm. Jako, że jestem anty socjalistą (= sami jesteśmy kowalami swojego i za niego w pełni odpowiadamy) nie winiłbym za stan rzeczy w całości systemu edukacyjnego. Kto jest zaradny i dostatecznie mądry życiowo w porę zorientuje się, jakie studia powinien skończyć i czym się zajmować, żeby nie narzekać na totalny brak pracy (przecież listy przeciętnych płac na danych stanowiskach są ogólnie dostępne, więc nie ma tu żadnej magii). Nawet jeśli nie zorientuje się w porę, zawsze może zapłacić za to, pójść do jakiejkolwiek pracy i skończyć lepsze studia (bardziej dopasowane do rynku pracy).

Jeszcze co do wypowiedzi @Milusiński "oczywiście dopóki znów nie wyjdą na ulice, co stanie się wkrótce" - TOTALNIE typowa wypowiedź filozofa z problemami takimi jak opisane w artykule. Próba usprawiedliwienia swoich błędnych decyzji życiowych. Mam kolegę filozofa, który ma takie problemy jak w artykule i właśnie używa dokładnie tej samej retoryki :-)

Jeśli ktoś nie zarabia dla firmy na utrzymanie swojego stanowiska to jest kosztem, jeśli zarabia to jest dla firmy per saldo zyskiem a czym wyższy zysk tym z reguły wyższa pensja. Proste i logiczne. Pracodawcy zazwyczaj nie są głupi i jak ktoś daje firmie duże zyski to chcą go zatrzymać dając mu odpowiednio wysoką premię.

@ Do tych wszystkich poszkodowanych humanistów - pomyśl sobie, prowadzisz firmę, masz też żonę i 2 dzieci. Masz 5 pracowników bez przydatnego wykształcenia, na ich miejsce jest chętny 1000 kolejnych humanistów. Któryś przychodzi do Ciebie i mówi, że żąda podwyżki 500 zł a Ty masz wybór - albo za te pieniądze wyślesz swoje dziecko na dodatkowe lekcje np. angielskiego (przez co zapewnisz mu lepszy start w życie) albo za te pieniądze dasz podwyżkę komuś kto nie jest wykwalifikowany w tym co jest Ci potrzebne i nie ma dla Ciebie za dużej wartości a na jego miejsce jest 1000 innych. Co wybierasz - własne dziecko czy jego? Czyż wybór nie jest oczywisty - każdy filozof, który temu zaprzeczy to czysty hipokryta.

(ok, żeby uspokoić filozofów - odpowiadanie w pełni za własne losy ma swoje wyjątki: jak ktoś jest nieuleczalnie chory czy kaleki oczywiście należy mu się ochrona od Państwa - a dokładnie od jego obywateli i TYLKO tutaj zgodzę się z ideami "social" )

Xsavier2011-03-20

@Milusiński: Nawet niewielka grupka posiadaczy kapitału potrzebuje pracowników, żeby ten kapitał pomnażać. A kto do pracy jest im bardziej przydatny – gość po polibudzie z opanowanym podstawowym aparatem matematycznym i obyty ze współczesną technologią, czy magister wielorybnictwa?

emes2011-03-20

Zapolemizowałam trochę z Tobą: http://gryziemy.net/2011/3/20/jak-znalezc-prace-czyli-o-pomieszaniu-pojec

Julia2011-03-20

Ja widzę tylko dwa wyjścia z sytuacji dla takiego absolwenta :):
- wąska specjalizacja, którą się lubi
- bycie lepszym niż 99% innych w tej specjalizacji

na przekwalifikowanie nigdy nie jest za późno.

Balawejder2011-03-20

Zgadzam się z krytyką roszczeniowej postawy dwudziestolatków. Nie myślą realnie. Nie rozumieją i nie mają woli zrozumienia, jak funkcjonuje świat wokół nich.

Ale to nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z nienormalnymi warunkami w Polsce.

Jestem inżynierem optymalizacji produkcji w dużej fabryce znanej międzynarodowej firmy. Byłem jednym z 3 najlepszych absolwentów swojego roku, uzupełniam edukację na Uniwersytecie Ekonomicznym podyplomowo. Pracuję prawie dwa lata wliczając praktykę i staż studencki. Rok na umowie o pracę, w trakcie którego tylko moje samodzielnie zainicjowane i przeprowadzone projekty przyniosły firmie ponad 150k EUR gotówki. Zarabiam mniej niż 2,5k netto, co we Wrocławiu oznacza, że pod koniec miesiąca jestem na zero. Mam 27 lat i dalej jestem dotowany przez rodziców, bo wynajęcie kawalerki + bieżące życie + eksploatacja samochodu (ok, pozwalam sobie na ten luksus) przekracza możliwości pensji. Cały czas szukam lepiej płatnej pracy w swoim zawodzie.

Gdybym miał rodzinę i chciał ją zabrać na urlop dwa razy w roku, to musiałbym dorabiać weekendami bóg-wie-gdzie.

Oczywiście mógłbym dalej mieszkać w studenckim kołchozie, czytać wyłącznie darmowe "Metro" i nie chodzić do kina raz w miesiącu, tylko ściągać filmy na DC++... i odkładać 200 PLN miesięcznie. Tylko co z tego?

Oczywiście nie chodzi o wylanie żali. Chodzi o to, że mimo świadomości, że kariera nie robi się sama, mimo solidnego inżynierskiego i ekonomicznego wykształcenia oraz posiadanych kompetencji, trudno mówić, żeby sytuacja była całkiem normalna. Nie jest.

Młodzi ludzie bez solidnego wsparcia rodziców nie mają wielkich szans na wygrzebanie się z dołka w rozsądnym czasie. Chyba, że zrezygnują z jakiegokolwiek życia prywatnego i poświęcą się wyłącznie pracy, co jest z punktu widzenia większości zwykłym idiotyzmem.

Szczypta autoreklamy:
Dlatego też rozwijam z przyjacielem projekt, który można obejrzeć na Picadoo.pl . Zapraszam:)

Krzysiek2011-03-20

Absolutnie nie jest prawdą, że kapitalistom potrzebni są pracownicy, bo niby do czego? Skoro mają juz wszystko, to po co mają się z kimś dzielic? Przecież nie mogą miec wiecej niz wszystko.

Milusiński2011-03-21

Z jednej strony zgodzę się ze wszystkimi przedmówcami, każdy z Was ma na swój sposób rację. Tymczasem są też ludzie mojego pokroju - ukończyłam filologię polską i specjalizowałam się w teatrologiii i filmoznawstwie, którzy ukończyli studia i znaleźli pracę. Stało się tak nie dlatego, że moja znajomość teatru i filmu była przydatna firmie, w jakiej pracuję. Po prostu dano mi szansę. W tym roku miną 3 lata od ukończenia studiów i tyle samo odkąd pracuję w serwisie nieruchomościowym morizon.pl.

Jaką wartość dodaną wniosłam do firmy? Łatwość komunikowania się z klientem (szeroko pojętą empatię), przez co pozyskałam dla firmy ponad 1300 klientów (w 1,5 roku) co dało 500.000 ofert z rynku nieruchomości. Nie mówiąc już o tworzeniu firmowego bloga, kreacji wizerunku firmy poprzez pisanie artykułów m.in. do gazety finansowej, organizowanie materiałów reklamowych, udziały w imprezach branżowych itd. Jak widać na moim przykładzie, wystarczy dać szansę i spojrzeć na to, co jest w liście motywacyjnym/CV, by zyskać do teamu wartościową osobę.

Mając doświadczenie w branży IT, jeżeli będę chciała zmienić pracę, nie powinnam mieć problemów. Ciągle się szkolę i ukończyłam studia podyplomowe z zakresu BHP a obecnie rozpoczęłam studia z komunikacji i kreacji wizerunku medialnego (wierzcie mi, że gdyby pracodawca chciał, żebym poszła na ekonomię czy MBA, tak bym zrobiła).

Podsumowując gdybym nie otrzymała szansy zaraz po studiach, pewnie pracowałabym w markecie albo empiku lub po prostu zarejestrowałabym się w PUPie czekając na pracodawcę marzeń...

EwE2011-03-21

[1] Jakość kształcenia. Większość abolewentów studiów ścisłych i technicznych i zdecydowana większość absolwentów studiów ekonomicznych/humanistycznych po prostu robiła "program minimum" i NIC NIE UMIE. Są za słabi na pracę teoretyczną czy R&D, nie mają też praktycznych wiedzy czy doświadczenia. Nawet jeżeli mają faktycznie dobre wyniki, uczciwie zdobyte, to obcięte do nieprzytomnosci programy nie przygotowują do niczego. Studenci ekonomii nie śledzą wydażeń, nie mają opinii nt. zjawisk czy pomysłów. Studenci politologii - tak samo.

[2] Młodzież traktuje studia jako "należny przywilej" a nie kredyt, udzielony przez społeczeństwo - władze w ten sposób ukrywają rzeczywiste, 40% bezrobocie (w Polsce wg. OECD pracuje 52% osób w wieku 15-65 - nie wiem dlaczego takim, ja bym mierzył 20-60).

[3] Gospodarka składa się z małych firm - firmy duże stać na x stażystów i zrobienie odsiewu. Dla MŚP każdy etat jest na wagę złota. Więc jeżeli już go tworzy, to albo podkupuje kogoś doświadczonego, albo zatrudnia kontraktora.

[4] Organizacja czasu i zarządzanie celami / ryzykiem - temat w Polskiej edukacji nieobecny.

[5] Absolwenci bez praktyk i reszty - szybko wypadają z obiegu. Po dwóch latach po studiach bez pracy, w zasadzie absolwent jest na powrót "tabula rasa". A gospodarka niestety jest słaba i zacofana; inaczej sama by wchłonęła i częsciowo wyszkoliła kadry z surowego materiału. A nie ma takiej ani potrzeby, ani czasów ani środków.

[6] Fatalne braki w zakresie języków obcych.

[7] Obecne pokolenie "wyżu demograficznego lat'80" i 90 jest dużo bardziej zepsute socjalizmem i postawą roszczeniową niż pokolenie rodziców - które może pewnych spraw nie czuje, ale które wychowano w silnej etyce "wypracowywania czegoś", oszczędzania i zaradności.

Antey2011-03-21

Ewelina: ale myślę (przeczytawszy czego dokonałaś), że gdybyś nie była otrzymała tej szansy zaraz po studiach, to nie czekałabyś pasywnie aż świat Cię odnajdzie i doceni, tylko coś byś robiła, poza narzekaniem, prawda? Jesteś osobą aktywną, która potrafi pokierować swoim życiem.

Problemem są ludzie, którzy oczekują pasywnie aż „znajdzie się dla nich praca”, równocześnie biadoląc głośno nad tym, jak to ich pokolenie nie ma szans na karierę, pomimo wykształcenia.

Jan Rychter2011-03-21

Miałoby rację bytu to stwierdzenie, że rynek nie wchłonie każdej liczby humanistów gdyby obok nich na pośredniaku nie stali przedstawiciele tzw. zawodów poszukiwanych.

Btw. zgadzam się z oczekiwaniami pracodawcy. Jednak żyjąc już trochę na tym świecie wiem, że żadna szkoła do niczego nie przygotuje. Wiem, wiem to truizm ;] I tak się zastanawiam, kiedy do takiego pracodawcy przyjdzie zrozumienie prostej faktu, że dobrego pracownika musi sobie sam wyszkolić ;]

bagienny2011-03-22

Antey, czy mógłbyś podać nazwę dokumentu OECD, na którym się opierasz? Nie jestem ekonomistą, a na stronie potrafiłem sobie znaleźć tylko dane o poszczególnych sektorach oraz "Harmonised Unemployment Rate".

Interesuje mnie to odkąd przypadkiem przeczytałem raport GUS o zatrudnieniu, gdzie jest mowa o 8 mln. zatrunionych "w przedsiębiorstwach powyżej 9 pracowników" i sektorze publicznym (swoją drogą 40% ogółem zatrudnionych, czy to normalne, nie wiem).

Optymistycznie doliczając do tego kolejne 4 mln. drobnych przedsięborców i samozatrudnionych (+ 50%, tak to się stosunkowo układa w innych krajach) wychodzi, że w Polsce pracuje w porywach 30% populacji. W często używanej do porównań Hispanii, gdzie też jest ogromna szara strefa (kto wie czy nie większa) i 16-20% oficjalne bezrobocie (u nas ostatnio tylko 8%, nie licząc tego miliona który wyjechał), wciąż pracuje 18 z 46 mln. populacji, 40%. Cztery razy mniejsze stanowią sobą połowę całej polskiej siły roboczej, 4 mln. W Niemczech pracuje 43 z 68 mln. mieszkaców, 65%.

Trochę to glupie tak liczyć w stosunku do populacji, ale tyle mogę amatorsko / mi się chce. Interesuje mnie jak to liczy OECD.

Kuczek2011-03-22

To w takim razie dlaczego na stanowisko recepcjonistki czy telemarketera wymaga się wykształcenia wyższego? Poza tym, jak ja zaczynałam studiować politologię nie było tak szeroko dostępnego internetu a we wszystkich gazetach piali o tym, jacy to humaniści są potrzebni. A ta politologia miała mi pozwolić na bycie dziennikarzem ...

emgie2011-03-25

Wymaganie od młodych ludzi tego, żeby na początku drogi w dorosłość wiedzieli co chcą robić za 6 lat jest lekkim fantasy.
Zastanawiam się ile procent licealistów startujących na studia wie, co się opłaci a co nie? Czy wie, co CHCE robić w przyszłości i czy to przyniesie mu zysk?
Jeszcze niedawno mieliśmy na rynku problem z pracą dla pielęgniarek. Teraz jest zupełnie inaczej, bo bardzo dużo z nich z rocznika 62'-65' dobiega pięćdziesiątki, a kierunek nie jest zbyt oblegany. Te, które chcą zarobić kończą studia i uciekają za granice. Zresztą po takich ciężkich studiach 1700 brutto nie jest szczytem marzeń.

Ja również skończyłam politologię, spec. samorząd terytorialny, teraz zdobywam szlify w zakresie pozyskiwania funduszy unijnych. Politologię kończyłam, bo chciałam być dziennikarką - realizowałam marzenie z dzieciństwa. rzeczywistość zweryfikowała moje plany, a dokształcać i tak się muszę.

Pola2011-05-15

Pola: rozumiem, że można nie wiedzieć czego się chce. Ale nie akceptuję połączenia takiej niewiedzy z wymaganiami — przeszkadza mi podejście „należy mi się, bo skończyłem (jakieś) studia”.

Jan Rychter2011-05-17

Rozwinęła się bardzo ciekawa dyskusja.

Niestety problemem jest to, że nie uczy się u nas przedsiębiorczości (w ujęciu praktycznym) od najmłodszych lat. "Na starość" mało kto chce zmienić podstawy swojego sposobu myślenia. Jeżeli decyzje podejmuje się na zasadzie "fajnie by było", to możemy jedynie marzyć o skutecznym osiągnięciu celu. Trwonimy czas, własny potencjał, pieniądze, itd. Smutne jest to, że będziemy tracić jeszcze więcej, bo coraz młodsze dzieci trafiają do szkół - co tylko przekłada się na większą liczbę zmarnowanych lat.

Dlaczego przedsiębiorczość? To ona uczy podstawowego rachunku ekonomicznego. Uczy wykorzystywać szanse i odnajdywać się na rynku. To ona pozwala wybrać atrakcyjny kierunek studiów (nawet będąc laikiem) - jako narzędzie do osiągnięcia skalkulowanego celu. Każe traktować rzeczywistość jako równanie i wpływać na jego zmienne, by działało na naszą korzyść. To przedsiębiorczość przygotowuje do zmian i rozwoju. Dzięki niej wygrzebiemy się ze złych decyzji. Znajdziemy nowe źródła dochodów, gdy stare wysychają jak studnie. To przedsiębiorczość każe szukać, sięgać po testy kompetencji, działać, a nie bezproduktywnie czekać.

Jeszcze jedna uwaga. Przedsiębiorczość to nie to samo co zarządzanie, czy prowadzenie biznesu. Tak jak bogactwo to nie stan posiadania, a stan samoświadomości, którego konsekwencją jest majątek. Dlatego przedsiębiorczości nie przekaże obecny nauczyciel. Prawdopodobnie jej nawet nie rozumie, tak jak większość społeczeństwa. Smutne i przerażające.

Konrad2011-07-08