Skradziony iPhone

2010-04-20

W ogólnym podnieceniu i zamieszaniu wokół zdjęć prototypu następnej wersji iPhone o czymś się powszechnie zapomina. Napiszę wprost:

Telefon został skradziony pracownikowi Apple, a następnie sprzedany serwisowi Gizmodo. Ludzie z Gizmodo zaś nie dość, że zapłacili za kradzione urządzenie, to jeszcze opublikowali imię i nazwisko pracownika Apple, który telefon stracił.

Można było telefon oddać właścicielowi, można było nie płacić za kradzione urządzenie, można było nie publikować przynajmniej czyj ów telefon był. Można było być uczciwym.

Żałosne.


Komentarze

W Polsce kupowanie kradzionego nazywa się paserstwem?

Igor2010-04-20

Igor: tak, racja — poza kradzieżą było więc też paserstwo.

Jan Rychter2010-04-21

Wczoraj gdzieś czytałem że zapłacili 10k $ tylko za zrobienie testów i zdjęć. Wiedzieli że w prawie stanowym kupno samego urządzenia będzie podlegało karze jak paserstwo. Ktoś sugerował że engaget jest na tyle mądry że takich głupot nie robi - bo też jeśli byliby posiadaczami tego iPhona to Apple mogłoby ich pozwać o kupowanie na 'lewym' rynku przez co mogłoby rządać wielomilionowych kar. Więc dlatego specjalnie nie kupili samego urządzenia.

Jakub Połeć2010-04-21

Kuba: myślę, że szczegóły prawnej ślizgologii są mało istotne. Ważniejszy jest moralny obraz całości, który moim zdaniem jest smętny. Nie zamierzam czytać gizmodo.

BTW, Engadget dostał ofertę, ale odmówili. Gizmodo zapłaciło. To zresztą nie pierwszy raz jak Gizmodo robi rzeczy dość paskudne.

Jan Rychter2010-04-21

Co do kradzieży - Apple zgłosiło telefon jako skradziony, a druga strona mówi, że był znaleziony. Tak więc nie oskarżałbym pochopnie.

Co do płacenia za dostęp do urządzenia - rolą dziennikarzy jest walczyć o materiały, więc nie oceniałbym negatywnie (o ile nie zniżają się do poziomu brukowca).

Co do oddania - Apple odzyskało telefon za darmo.

Publikacja imiona i nazwiska pracownika - faktycznie przegięli.

Merlin2010-04-22

Merlin: a ja się nie zgadzam — tłumaczenia o „znalezieniu” po pierwsze są naiwne, a po drugie to nie ma znaczenia. Jeśli znajdziesz telefon i go nie oddasz, to i tak jest to kradzież: przywłaszczasz sobie coś, co do Ciebie nie należy. Już nie wspominam nawet o późniejszym sprzedaniu go dalej (paserstwo).

Moim zdaniem są granice dziennikarstwa. Szczególnie, że tu (na litość wszelaką) chodzi o telefon komórkowy, a nie o informacje, które zbawią świat.

Jan Rychter2010-04-23