Szatnia polska
2010-01-12
Szatnia w Teatrze Muzycznym „Roma”. Po spektaklu wielki tłum próbuje odebrać kurtki. Wychodzę mniej więcej w pierwszej 1/3 widzów z sali, ustawiam się w tłumie czekającym do szatni. Gdy wreszcie odbieram kurtki, moje są jednymi z ostatnich jakie wiszą na wieszakach. Niemal wszyscy, którzy byli za mną, znaleźli się przede mną.
Sala Kongresowa, po koncercie. Ustawiam się w kolejce do mojego segmentu szatni. Po około dziesięciu minutach stania jest przede mną 7 (siedem! policzyłem!) osób, które wcześniej były za mną lub „obok” mnie.
Nie rozumiem tego zjawiska. Dzieje się to w miejscach skądinąd „kulturalnych”. Trudno też powiedzieć, że to efekt wychowania w komuniźmie, bo większa część osób to ludzie młodzi, którzy nie bili się w kolejkach po wołowe z kością, które właśnie „rzucili”. O co więc chodzi?
Odmawiam grania w tę zabawę — fizycznie jestem pewnie w górnym decylu obecnych w kolejce, ale brzydzi mnie łokciowanie się z kobietami w kolejce do szatni. Szkoda, że po doskonałym spektaklu trzeba sobie popsuć humor walką w szatni.
Czyli jednak Japończycy mają przynajmniej jedną zaletę: kolejki opanowane do perfekcji: http://sokrates.mimuw.edu.pl/~pawelk/tokio/P1100648.JPG
O tak, kolejki w Japonii to zupełnie inna bajka.
Szatnia w dość niszowym klubie w Berlinie, dawna elektrownia, industrialny wystój, ogólnie mało domowo i "wysokokulturowo". Dwie osoby w obsłudze. Pani dla pań, Pan dla panów. Wszyscy stoją w kolejce, bez stresu. Obsluga bierze odzież, kładzie na ladzie, wkłada wieszak, zapina i idzie zawiesić w drugim pokoju. Szybko i sprawnie.
Efekt wychowania w "niedostatku" robi swoje. Trzeba poczekać, z kilka pokoleń, aż ludzie poczują że są u siebie i że życie to nie gra o sumie 0.