Rondo Wolnego Tybetu
2009-08-26
W Warszawie toczy się spór o nazwanie miejsca „Rondem Wolnego Tybetu”. Przeciwko pomysłowi zaprotestowała (szok!) ambasada Chin.
Wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder napisał list do radnych, w którym jest o (cytuję za Gazetą Wyborczą) rozwijających się stosunkach gospodarczych z Pekinem w dobie kryzysu oraz o tym, że Polska i Unia Europejska opierają się na uznaniu zasady „jednych Chin”. Ostrzega też przed „poważnym i długotrwałym pogorszeniem się relacji dwustronnych” w razie przyjęcia nazwy rondo Wolnego Tybetu.
W szkole uczono mnie o tym, jak to niedobre kraje zachodnie patrzyły biernie na inwazję niemiecką na Polskę w 1939r. Jestem pewien, że i wówczas w Wielkiej Brytanii mówiono o „rozwijających się stosunkach gospodarczych z III Rzeszą” i o „pogorszeniu relacji dwustronnych”. A my oczekiwaliśmy od nich wypowiedzenia wojny, a nie nazwania jednego miejsca „Rondem Niepodległej Polski”.
W kraju, który tyle razy tracił wolność, powinniśmy rozumieć takie rzeczy. To smutne, że nie stać nas nawet na tak drobny gest.