iPhone: po prostu działa
2009-07-01
Znajomi wiedzą, że lubię produkty Apple. Dwa lata temu przesiadłem się na Maka (Macbook Pro stał się moim głównym narzędziem pracy) po około jedenastu latach pracy pod Linuxem i wieloma rozmaitymi innymi UNIXami (tak, z UNICOS włącznie). Nie żałuję.
Od pół roku używam iPhone 3G. Oczekiwałem po tym telefonie tego, co charakteryzuje produkty Apple: że będzie działać. Po prostu działać. Robić to, czego się od niego oczekuje, zamiast zajmować mi życie obsługą samego siebie. Nie rozczarowałem się — owszem, iPhone ma masę ograniczeń, ale działa. Znacznie lepiej niż cokolwiek innego z czym miałem do czynienia.
Uruchomiłem właśnie dostęp do internetu (modem) dla laptopa przez telefon za pośrednictwem Bluetooth lub USB, tzw. „internet tethering”. Jak się okazuje, wystarczy telefon do Biura Obsługi Abonenta ERA, by włączyć tę funkcję. Potem na Maku trzeba kliknąć „Dodaj nowe urządzenie Bluetooth”, przepisać cyferki na telefon i…
I już.
Teraz gdy chcę skorzystać z internetu przez telefon wystarczy w menu na górze ekranu Maka wybrać „Connect to Network”. Nic więcej. Telefonu w ogóle nie muszę dotykać, może być w plecaku lub w kieszeni.
Właśnie za to „nic więcej” płacę w produktach Apple. Wyraźnie ktoś dopilnował tego, by nie było okienka „Do you want to connect” wyskakującego na ekranie telefonu. Wywalczył, by telefon zawsze przyjmował połączenia, a nie tylko jak się uruchomi specjalną aplikację do dzielenia się internetem. To nie są rzeczy oczywiste!
Dla porównania, mój poprzedni telefon używał Windows Mobile. Miał super-szybki internet, super rozdzielczość aparatu i tysiąc innych bardzo ważnych rzeczy. W tabelkach ze specyfikacjami błyszczał, a iPhone wypadał przy nim jak telefon na korbkę. Jednak żeby skorzystać z internetu na laptopie musiałem:
1. Odblokować telefon, co było trudną do przewidzenia sekwencją różną za każdym razem, bo zależnie od tego czy jakiś przycisk był niedawno wciśnięty trzeba było albo zacząć od „Cancel” albo od „Unlock”.
2. Wejść do spisu aplikacji.
3. Znaleźć aplikację „Internet Sharing”, jakieś 5-6 naciśnięć klawiszy jeśli pamiętałem gdzie jej szukać.
4. Po uruchomieniu aplikacji kliknąć „Enable”.
Wtedy mogłem na laptopie wybrać „Połącz” i uzyskać połączenie. Pomijam już konfigurację tego, która wymagała dowiedzenia się o COM1 (słucham?) oraz wprowadzała masę innego folkloru. Metodą prób i błędów udało się doprowadzić to do działania po godzinie.
Prawie jak bezproblemowy internet.
„Prawie” robi wielką różnicę.
Prawie jak umiemy obsługiwać telefon z WiMo? :)
Odblokuj (przycisk na górze obudowy, jak w Nokii) -> Start -> Ikonka "Network sharing" -> Connect
A swoją drogą to pamiętam, że jak w jakimś systemie Microsoftu coś za bardzo ufało drugiemu systemowi Microsoftu i nie pytało się o potwierdzenie / hasło, to wszyscy krzyczeli, że bzdura, że niebezpieczne, że użytkownik musi być świadomy co się dzieje etc. A tu proszę - wystarczy, że to samo zrobi Apple i już wszyscy chwalą pod niebiosa :)
Hm... a gdzie RSS dla komentarzy?
Jakub: nie rozumiem. W moim Samsungu i600 przycisk na górze obudowy nie robił niczego przydatnego. Jak się go przytrzymało, to wyłączał telefon. Pozostałe kroki w Twoim opisie są dokładnie zgodne z moimi.
Tego akapitu o hasłach też nie rozumiem -- co konkretnie zrobiło Apple źle? Brakuje jakiegoś uwierzytelniania? Moim zdaniem w obu przypadkach (Windows Mobile i iPhone) uwierzytelnianie jest identyczne (klucze Bluetooth po parowaniu). Różnica jest taka, że iPhone nie wymaga nawet dotknięcia by uruchomić internet, a Windows Mobile trzeba odblokować, znaleźć i uruchomić aplikację, a potem jeszcze wybrać "Connect" (pomimo że aplikacja służy wyłącznie do "Connect"!).
Hm.. u Ciebie jest "3. Znaleźć aplikację „Internet Sharing”, jakieś 5-6 naciśnięć klawiszy jeśli pamiętałem gdzie jej szukać.", a u mnie "start -> internet sharing". Nie jest to to samo.
Zależy jak się patrzy. Apple zezwoliło każdemu podłączonemu przez Bluetooth urządzeniu na nawiązanie połączenia z Internetem i wysyłanie danych, bez dodatkowego zezwalania przez właściciela telefonu. W ten sposób można nabić rachunek właścicelowi iPhone'a.
Swojego czasu Microsoft właśnie w ten sposób wszystko projektował - żeby działało za jednym kliknięciem, bez zbędnych haseł i zezwoleń. Dostawał za to straszny opieprz od wszystkich ekspertów, że jak to, to ma być jak w uniksie, że użytkownik musi najpierw wyraźnie zezwolić, że musi to być zabezpieczone etc. Teraz, jak Apple coś zrobi w ten sam sposób, to wszyscy pieją z zachwytu. Śmieszne i tyle :)
Jakub: Po naciśnięciu Start widzę listę aplikacji. 5-6 naciśnięć jest na dojechanie do Internet Sharing. Nie wiem jak można tam dojechać nie naciskając klawiszy.
A to:
jest nieprawdą. Nie każdemu, tylko takiemu, które uprzednio parowałem z telefonem, jest to więc jedno z moich (zaufanych) urządzeń. I bardzo dobrze, że pozwoliło -- podejście polegające na wyświetlaniu co chwilę użytkownikowi okienek "czy na pewno" jest idiotyczne.